Tigana pisze:Z koleji żona Aeldreda to dla mnie kopia Ines żony Ramiro, króla Valledo.
Oczywiście. Ale to raczej zwykła kalka (o wiele gorsza od pierwowzoru) niż głębszy zamysł.
A.
Moderatorzy: Nightchill, Dhuaine, Andrzej Miszkurka, Kalriem
Tigana pisze:Z koleji żona Aeldreda to dla mnie kopia Ines żony Ramiro, króla Valledo.
Aileron trwał w bezruchu przez bardzo długi czas, gdy dwaj synowie Ailella spoglądali na siebie migotliwym świetle pochodni. Potem najwyższy król wyciągnął rękę i położył ją delikatnie na policzku brata. Potrzymał ją tam chwilę, a następnie spojrzał na Sharrę, zadając ostatnie pytanie, błagając o pozwolenie swymi ciemnymi oczyma.
Sharra zdobyła się na całą odwagę, jaką posiadała i udzieliła mu go, mówiąc za siebie i Diara: - Uczyń to z miłością
– Niech będzie dla ciebie światło – mruknął [Alun], ledwie mogąc wydobyć z siebie głos.
- Niech się to dokona z miłością – wyrzekł za nim Bryn, cicho jak błogosławieństwo, słowa mogące pochodzić z jakiejś starodawnej liturgii, której Alun nie znał.
Now, starting with the Fionavar Tapestry, your books have tended to emphasize human affairs more and more, over the business of wizards, so to speak. Do you feel this is a natural evolution? Are you (re)telling us a story about the death of magic?
That's a very good question. In fact, the short answer is that I think you're right in that there has been a natural progression from Fionavar, through Tigana and [A Song for] Arbonne, to The Lions of Al-Rassan, away from the mythic and the fantastical, and towards the human and the historical. The progression from myth to religion is another way to describe it, not that the books are religious, but that we move away from what, in Fionavar, I've sometimes called a Homeric world; the gods intervene in the affairs of men, they have their own squabbles and feuds amongst themselves, and yet they're physically present, men can sleep with the goddess, men can battle with words with the gods-the gods are present. In Tigana, magic is still there, but, for the most part, magic and its use was employed as a sustained metaphor for the eradication of culture. The major use of magic in the novel Tigana is the elimination of the name of the country Tigana, which for me was very much metaphorical. In A Song for Arbonne, we're into a story about how religion, the organized religion, the clergy, manipulates the people with their beliefs about gods and goddesses. By the time we get to The Lions of Al-Rassan, it's mainly about how organized religion takes away the freedom and the breathing space of individuals. So there is a natural progression, which is not to say that I know where the next book is going, that that progression is necessarily continuing.
Metzli pisze:Widzę, że będę tu w mniejszości, ale dla mnie o wiele ciekawsza była książka "Ostatnie promienie słońca" niż "Lwy Al-Rassanu"![]()
Metzli pisze:Oczywiście zgodzę się, że w tej drugiej był o wiele lepiej pokazany schyłek pewnej epoki, bezpowrotne odejście pewnego piękna,
Metzli pisze:ale z drugiej strony bardzo szybko można było przewidzieć jak to się wszystko mniej więcej potoczy. I w związku z tym od pewnego momentu "Lwy" zrobiły się po prostu... nudne
Metzli pisze:Może przez fakt, że ten aspekt końca epoki nie był w "Ostatnich promieniach słońca" aż tak namacalny sprawił, że lektura stała się o wiele ciekawsza?
Metzli pisze:Bo co to za przyjemność czytać książkę, kiedy zna się już jej zakończenie?
Tigana pisze:Z tą mniejszością bym nie przesadzał - jest pół na pół. Jest tutaj kilku przesympatycznych osobników, którzy bronią wielkości "Ostanich promieni"
Tigana pisze:Nieprawda - albo ja jestem mało przewidujący Wink Owszem sam przebieg wypadków (upadek Al-Rassanu) można było przewidzieć, ale losy poszczególnych bohaterów do ostatnich stron książki były zasnute mgłą tajemnicy.
Metzli pisze: Odniosłam jednak wrażenie, że mimo wszystko więcej osób jest tutaj za "Lwami"Ale to w sumie mało istotne kogo jest więcej
Metzli pisze: Chociaż pojedynek Rodriga Belmonte z Ammarem żadnym zaskoczeniem nie był, przynajmniej dla mnie. Ewentualnie autor mógł trzymać w niepewności, który z nich wygra.
Metzli pisze: Ale właśnie fakt, że bardzo szybko można sie było zorientować, że Al-Rassan upadnie, to cała "otoczka", czyli indywidualne losy bohaterów stały się mniej pasjonujące.
ASX76 pisze:Mam cichą nadzieję, że być może, kiedyś, Kay napisze coś jeszcze utrzymanego w podobnym klimacie.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość